środa, 27 stycznia 2010

Zgoła daleki a tak bliski



On kruczo-czarny brunet
Ja blondyn
On skośnooki –
Ja nie
On wysoki-
Ja tylko w dowodzie
On VJ – ja DJ
On kocha mangi i anime
Ja się na tym nie znam
On uwielbia jeść pieczone śledzie pałeczkami z rana
Dziękuję - zadowolę się kawą z croissantem
Ja z rozbudowaną potrzebą kontaktu
On nie pisze miesiącami
Zaprowadziłem go do All Saints
- teraz nie chce stamtąd wyjść

Ja i mój nowozelandzko-japoński przyjaciel Douglas. Różni nas wiele a od dawna jesteśmy przyjaciółmi. Trochę to niewytłumaczalne, ale w moim przedszkolu powiedziałoby się: taki sam tylko, że inny.

Mój chlebek też jest taki sam a jednak nie:)


Chlebek z Goa
(6 chlebków)

600g mąki
125ml ciepłego mleka
Łyżeczka cukru
1½ łyżeczki suszonych drożdży
Szczypta soli
300ml wody


Rozpuść cukier w mleku a potem dodaj drożdże i wymieszaj. Odstaw na 10 minut aż powstanie drożdżowa pianka na powierzchni mleka.

Wsyp mąkę do miski, dodaj szczyptę soli, mleczny roztwór i wodę. Zamieszaj widelcem lub łyżką, żeby połączyć składniki a następnie ugniataj (na stolnicy lub stole) przez 5 minut aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Przykryj ścierką i odstaw na godzinę w ciepłe miejsce.


Ugnieć lekko i podziel ciasto na 6 równych części. Każdą kulkę lekko spłaszcz, natnij nożem przez środek i rozciągnij ciasto na boki jak otwiera się książkę.



Przełóż uformowane chlebki na lekko natłuszczoną blachę, posyp mąką, przykryj ścierką i odstaw do wyrośnięcia na 30 minut.


Rozgrzej piekarnik do 220°C i piecz chlebki przez 15-20 minut aż będą złocisto- brązowe.

Najlepiej smakuje kiedy jeszcze ciepły z sosem curry lub innym ostrym. Ja zajadam go czasami tylko z masłem:)

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Odrobina luksusu z rana



Podobno nie ma nic lepszego, bardziej luksusowego od rozpoczęcia dnia kieliszkiem szampana z ukochaną osobą i śniadaniem w łóżku…

Uwielbiam aktywne lenistwo czyli spędzanie wolnego dnia w zwolnionym tempie, dostarczając przyjemności swojej połówce i vice versa (czytelników o zbyt wybujałej wyobraźni proszę o pozostanie w cuglach!) gotując, czytając wspólnie gazety, oglądając mało atrakcyjne programy, przebywając ze sobą…tak po prostu - to też luksus.

Ja, jako człowiek dziki (chiński Tygrys) oczekuję czasem więcej – superluksusu, czyli dnia lub paru, w najgorszym wypadku kilku godzin, wyłącznie dla siebie, które muszę spędzić gotując, czytając, oglądając mało atrakcyjne programy, zbierając myśli, żeby zatęsknić…

…a przy najbliższej okazji, tuż po przebudzeniu i pierwszej kawie zaskoczyć tostem ze smażonymi pieczarkami w kremowym sosie i buteleczką Prosecco, na dobry początek;). Tylko po to, żeby chociaż na trochę oderwać się od ziemi, problemów, rachunków, wstawania o nienaturalnej porze…[listę uzupełnij Sama/Sam-na pewno taką masz;)]




Smażone pieczarki w kremowym sosie (podane na chrupiącym toście)
(2 porcje)

200g małych pieczarek
1 szalotka
2 ząbki czosnku
100ml śmietanki kremówki
Łyżka oleju
25g masła
Odrobina prosecco, szampana lub białego wina
Sól morska
Świeżo zmielony pieprz
Szczypta słodkiej czerwonej papryki
Szczypiorek/natka pietruszki (drobno posiekane)
2 tosty z białego pieczywa


Pieczarki potnij w plastry a szalotkę i czosnek drobno posiekaj.
Na patelni rozgrzej olej i odrobinę masła. Kiedy masło zacznie się pienić dodaj szalotkę i czosnek. Podsmaż przez minutę a następnie dodaj łyżkę masła, wrzuć pieczarki i szczyptę soli. Smaż pieczarki na średnim ogniu aż będą miękkie dodając więcej masła jeżeli będzie taka potrzeba. Kiedy soki z patelni odparują (pieczarki mają być nadal soczyste), dodaj wino (ok. 2 łyżek) i lekko odparuj a potem wlej śmietankę. Zwiększ ogień, zagotuj, zmniejsz ogień do średniego, dodaj paprykę, pieprz i sól i mieszając od czasu do czasu poczekaj aż sos zgęstnieje.


Powinien mieć konsystencję gęstej śmietany, którą możesz sprawdzić używając drewnianej łyżki. Jeżeli sos pokrywa i nie spływa ze spodu łyżki oznacza, że jest gotowy. Spróbuj i ewentualnie skoryguj (posól, popieprz) smak.

Nałóż na tosty i posyp szczypiorkiem lub pietruszką.

Jedz w ulubionym miejscu, ulubionej pozycji, popijając …Prosecco lub szampanem:)

piątek, 22 stycznia 2010

Dziękuję Drodzy Przyjaciele

Kochani,

zabawa w Blog Roku 2009 zakończona, przynajmniej dla mnie, dla nas. Zajęliśmy 18-te miejsce na 825 blogów w kategorii, do której zostałem przesunięty. Grejt sakses! Jak mówi znany kazachstański dziennikarz:)

Dziękuję bardzo Wszystkim, którzy oddali głos na eat after reading, dziękuję również firmom telekomunikacyjnym za udostępnienie listy osób, które uchyliły się od głosowania:)

Teraz cała nadzieja w Antonim Czypraku, naszym transcendentalnym kowboju, że doprowadzi sprawę do końca. Oddaj na niego głos w słusznej sprawie!


Tutaj są instrukcje ściągnięte ze strony Antoniego: Ażeby ja dostałem te oponki do traktorka, słać trzeba sesemeska o treści „I00267” (tam jest duże „i”, a nie cyfra 1; dalej cyfry) na numer 7144. Kosztuje tyle co setka u Maciaszczyka, znaczy się 1,22 zł.


Arek


czwartek, 21 stycznia 2010

Tagine z siedmiu warzyw z ziołowo-szafranowym kuskusem



Kiedyś, kiedy mieszkanie na wsi nie było jeszcze trendy, ja tam mieszkałem. Było trochę hermetycznie, ale sielsko, życie toczyło się naturalnym rytmem. Wszyscy znali wszystkich i wszystko o wszystkich wiedzieli. Wszyscy też, podobnie żyli i podobnie się zachowywali. Nie wiele było wtedy miejsca na indywidualność, ale jeżeli taka w sposób naturalny się pojawiała, była dość łatwo akceptowana.


Późna wiosna 1988-go roku.
Wsiadłem do prawie pełnego autobusu PKS i zająłem jedyne wolne miejsce obok dziwnie wyglądającego dwudziestoparolatka z długimi włosami. Wyglądał na artystę. Ja też wyglądałem dziwnie – też miałem długie włosy.

Czułem swoją inność od jakiegoś czasu, ale nie mogłem jej do końca rozszyfrować, ponieważ rosła organicznie bez większego wpływu bodźców zewnętrznych, ale też nie korygowana (dzięki Bogu!) przez rodziców. Byłem samoukiem swojej indywidualności. Mimo otwartości, gdzieś wewnątrz odzywał się czasami głos, wzmacniany podszeptami starszych współmieszkańców, że to co widzę dookoła (życie według zasad dziedziczonych z dziada, pradziada i, że artysta to nie zawód) jest jedyną słuszną drogą a ewentualne próby robienia czegoś inaczej miną jak pryszcze.

Zaczęliśmy rozmawiać, kiedy tylko autobus ruszył. Ja wiedziałem dokąd On jedzie (wszyscy w promieniu 20 km wiedzieli gdzie mieszkają „artyści/hipisi”) a On mimo tego, że widzieliśmy się pierwszy raz w życiu powiedział : ”Ty jesteś ten chłopak z K”. Jak się okazało Oni też mnie znali…jako rodzynka z „normalnej” społeczności.

Był to pierwszy raz, kiedy rozmawiałem z kimś nieskażonym przyziemnością. O muzyce, sztuce, metaloplastyce (rzeźbił, budował instalacje), wolności, Jego podróżach do Amsterdamu i Berlina, o artystycznych komunach, yin i yang, równowadze wszechświata, wegetarianizmie, a nawet kasbach w Maroku…


Minęły miesiące, spotkaliśmy się jeszcze parę razy przypadkowo a potem On gdzieś zniknął, jednak wtedy byłem już „ziomkiem” kilku innych osób z grupy, która mieszkała w paru domach na kolonii sąsiedniej miejscowości. Pamiętam pierwszy pozytywny szok estetyczny, kiedy w kuchni Tomka Stando zobaczyłem sufit pomalowany na zielono, na którym w poprzek maszerowało sznurkiem stado czarno-białych krów. Bomba! takie inne! ciekawe, nienormalne i przez to piękne. Wtedy już wiedziałem, że schemat nie jest moim ulubionym słowem;)

Teraz, za każdym razem kiedy słyszę Rock the Casbah Clash’ów przypomina mi się ten Koleś z autobusu, którego imienia nie pamiętam, ale wiem, że… lubiłbymoją warzywną taginę. Szczególnie, że najlepiej przygotować ją kiedy spodziewamy się większego towarzystwa:)




Tagine z siedmiu warzyw z ziołowo-szafranowym kuskusem
(8-10 porcji)

1 duży batat
2-3 marchwie
2-3 pasternaki lub korzeń selera
2 papryki
1 fenkuł
1 duża czerwona cebula
2 średnie zielone cukinie/kurzetki
Oliwa z oliwek
1 łyżka ziaren kminu rzymskiego
1 łyżka ziaren fenkułu
Sól morska
Świeżo zmielony pieprz


Sos
4 ząbki czosnku (posiekane)
3 łyżki oliwy z oliwek
400g pociętych pomidorów w puszce
400g cieciorki w puszce (odsączonej)
250ml wytrawnego czerwonego wina
Starta skórka i sok z 1 pomarańczy
2 małe laski cynamonu
Duża garść suszonych śliwek
Odrobina cukru (najlepiej brązowego)


Kuskus
(8-10 porcji)

500g kaszki kuskus
2 łyżki rodzynek (namoczonych w ciepłej wodzie)
Szczypta szafranu
Garść prażonych migdałów (ew. płatków migdałowych)
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
1 łyżka posiekanej kolendry lub mięty
Starta skórka i sok z cytryny
Sól morska
Świeżo zmielony pieprz
Gotująca się woda lub lekki wywar warzywny


Dodatki (opcja)
Harissa (pikantna pasta z płatków suszonego chilli)
Gęsty jogurt (najlepiej grecki)


Zacznij od przygotowania warzyw.
Obierz korzenie i pokrój na kawałki równej wielkości, która Ci odpowiada (ja kroje na ok. 5mm grubości). Pokrój resztę warzyw na kawałki zbliżonej wielkości.
Wyłóż warzywa na blachę, skrop oliwą, posyp ziarnami, solą i pieprzem.
Piecz w rozgrzanym do 220°C piekarniku przez około 30 minut, mieszając co 10 minut aż będą miękkie i ładnie skarmelizowane.


W międzyczasie zrób sos.
W garnku rozgrzej oliwę i delikatnie podsmaż czosnek ( nie przypal!), następnie dodaj resztę składników (oprócz cukru). Gotuj aż zgęstnieje korygując dodatkiem wody, jeżeli zbyt gęsty. Powinno to zająć 30-40 minut.

Kiedy warzywa i sos są gotowe, wymieszaj je ze sobą. Tagine gotowe:)


Kuskus
Wymieszaj kuskus z szafranem i szczyptą soli w misce i zalej gotującą się wodą/wywarem w takiej ilości, żeby zakryła kuskus. Przykryj folią plastykową i odstaw na 5 minut. Następnie spulchnij widelcem, aby rozdzielić ziarenka. Dodaj pozostałe składniki i dokładnie wymieszaj. Sprawdź czy potrzebuje więcej soli lub pieprzu.


Zaaranżuj tagine i kuskus na talerzu uzupełnij łyżką jogurtu i harissą. Posyp listkami pietruszki lub kolendry.


* Jest to idealne danie na duże imprezy. Łatwe w przygotowaniu, doskonale się odgrzewa i dobrze przechowuje w lodówce.

wtorek, 19 stycznia 2010

My Ty Fisza



Elliott wyszedł z windy prowadzącej do penthouse’u i ruszył energicznie w moją stronę. Ja podniosłem się z wygodnej sofy i poszedłem w jego kierunku. Spotkaliśmy się na środku hallu i ku zaskoczeniu recepcjonistów MayFair Hotel spoliczkowaliśmy się teatralnie, wypowiadając przy tym jednocześnie Smack my bitch up! (jak mówią słowa piosenki he!he!)…

Dziwne są zwyczaje samców - powiedziałby głos Krystyny Czubówny z telewizora:)

Rytualne powitania, tajemnicze uściski okazujące przyjaźń i szacunek to substytut kobiecych słów. Faceci rzadko mówią o uczuciach – nie muszą, oni to czują, że ktoś jest dla nich ważny i bliski poprzez gesty, zachowania i chwile niczym nieskrępowanego milczenia spędzone w tym samym pomieszczeniu…

Czasem jednak zaczynają analizować i dochodzą do wniosków…

Mój dobry znajomy, Czuryś, gościł w swoim klubie muzycznym Fish’a. Mówiąc wprost Fish tam koncertował. Panowie spotkali się po koncercie, długo rozmawiali popijając napoje alkoholowe i tak sobie przypadli do gustu, że postanowili pozostać w kontakcie (w sensie utrzymywania znajomości:)).

Na następne spotkanie nie trzeba było długo czekać. Po paru tygodniach, Fish powrócił na ziemię Warmińską wykorzystując przerwę w trasie na dzień, góra dwa...

Piątego dnia pobytu, kiedy panowie rozkoszowali się swoim towarzystwem i licznymi atrakcjami zapewnionymi przez gospodarza, doszli do wniosku, że są przyjaciółmi i muszą to jakoś zaakcentować czy przypieczętować. W każdym bądź razie potrzebny im był jakiś fizyczny dowód. Zaczęli więc rozważać możliwości, które wpadały im do głowy, ale większość z nich wydawała się banalna, nieoryginalna, wtórna. Po odrzuceniu wszystkiego...zamienili się majtkami.

Dzisiejsza propozycja też jest gestem, który ma na celu wywołanie, w Waszych gościach chwilowego zaniku mowy. Anglicy to fajnie nazywają: WOW FACTOR a pracownicy działów sprzedaży w korporacjach - dobre otwarcie. O to dzisiaj chodzi.



Dorada w przyprawach śródziemnomorskich z syropem balsamicznym
(2 porcje)

2 filety dorady lub innej białej ryby morskiej

Mix śródziemnomorski
1 łyżka kurkumy
1 łyżka czosnku w proszku
1 łyżka wędzonej papryki
½ łyżki czarnego, grubo mielonego pieprzu
Szczypta szafranu
½ łyżeczki mąki
Sól morska
Świeżo zmielony pieprz


Syrop z octu balsamicznego
100ml octu balsamicznego


Dodatki
Zielone szparagi lub szpinak
Zapiekane ziemniaki dauphinoise


Zrób mix mieszając dokładnie wszystkie przyprawy. Wysyp na płaski talerz lub blachę.


Filety obmyj i osusz ręcznikiem papierowym. Jeżeli chcesz, podziel na mniejsze kawałki. Ponacinaj skórę, żeby się nie kurczyła w trakcie smażenia.

Posól i popieprz a następnie przypraw mixem kładąc filet skórą do góry na rozsypanej przyprawie. Strząchnij nadmiar.

Smaż według instrukcji:)


Żeby zrobić syrop wlej do małego rondla ocet i odparuj do uzyskania konsystencji gęstego syropu. Nie martw się jeżeli wyjdzie Ci zbyt gęste- dodaj trochę więcej octu dla poprawienia ‘płynności”. Syrop możesz zrobić przed usmażeniem ryby i namalować pasy na talerzu. Potem tylko dodasz pozostałe składniki dania.


Trik z syropem naprawdę fajnie działa. Efektownie wygląda a w trakcie jedzenia rozpuszcza się i komponuje z resztą składników.

Smacznego szokowania:)


* Czuryś potwierdził mi parę dni temu, że nadal przechowuje dowód przyjaźni.
** Szparagi usmażyłem na tzw. patelni gillowej.
*** Tytuł posta czytaj naśladując angielski akcent lub w języku polang.

sobota, 16 stycznia 2010

Gdynia, kruki i pasta do kanapek



Mieszkałem kiedyś w Gdyni. Na Działkach Leśnych, na samym szczycie małej i chyba najbardziej stromej uliczki w mieście, na dodatek ślepej. Wynajmowałem mieszkanko na parterze dużego, jednorodzinnego domu. Mieszkała w nim oprócz nas (ja+I) właścicielka z zachrypniętym głosem i małym, paroletnim synkiem (czasami myśleliśmy, że to jedyne co ma), która wbrew logice prowadziła życie nocne. Chodziła non stop w szlafroku, kapciach podklejonych cegłówkami (sądząc po odgłosach) i grała butelkami w kręgle. Na szczęście bywały dość długie okresy, kiedy była w rozjazdach.


Mały rankami biegał przed naszymi oknami w stanie zupełnie nie pasującym do jego wieku. Nie było w nim za grosz życia i radości, tzn. on to okazywał a nie można było tego wyczuć. Nawet kiedy się uśmiechał. Podejrzewałem go o nieziemskie pochodzenie. A czasami mówiłem o nim Damian...

Pewnej nocy, po naszym suficie przetoczył się odgłos turlających się butelek. Nauczeni doświadczeniem włożyliśmy zatyczki przed pójściem spać. BUUUUM! (ale naprawdę BUM!) zdarzyło się w jakieś dwie godziny po zaśnięciu. A potem cisza jak makiem zasiał.

Rano zrobiliśmy nasze ulubione wówczas śniadanie, czyli pumpernikiel z pastą bananowo-marchewkową, wypiliśmy kawę i… nadal było cicho. Mały tego ranka nie pojawił się w ogrodzie. Następnego dnia też…

Parę dni później do pobliskich kubłów na śmieci zaczęły zlatywać się kruki w przerażających ilościach. Ciarki przeszły mi po plecach. Przecież…ona…nie…nie, no skąd!



Po tygodniu lub dwóch, kiedy już pogodziłem się z tym, że właścicielka prawdopodobnie nie wróci, przechodząc obok sklepu, z którego…

Już poczułem zapach trawy
Zapraszamy do zabawy
Stocznia gdyńska chyba wiecie najfajniejsza jest na świecie

grało na maksa, zobaczyłem Ją idącą z Małym pod naszą nieszczęsną górkę…ufff.



Pasta bananowo-marchewkowa z twarogiem

200g tłustego twarogu
1-2 duże marchwie
2 miękkie banany
Łyżka soku z cytryny
Mielony kardamon (opcja)


Marchewkę zetrzyj na najmniejszych oczkach, dodaj twarug, pokrojone w plastry banany i zmiażdż widelcem tworząc jednolitą masę. Jeżeli uważasz, że ma zbyt mało charakteru dodaj cytryny. Opcjonalnie odrobinę kardamonu. Wymieszaj i podawaj ze świeżym pieczywem.

* Postaraj się zjeść w ciągu jednego dnia, ze względu na specyfikę dojrzewania bananów.

** Pastę przechowuj przykrytą w lodówce.

***Zdjęcie Stoczni Gdynia autorstwa drogiego frienda Tomka Janiaka. Zobacz wiecej na tej stronie. 

Słowa z Chłopcy i dziewczyny zespołu Apteka.

środa, 13 stycznia 2010

Kotleciki ziemniaczano-szpinakowe na poduszce z curry




Październik pięć lat temu. Parę minut przed ósmą rano. Mój wolny dzień. DRRRR!!!DRRRR!!!Dr!
- Halo.
- Nie musisz dzisiaj przychodzić…- Alex. Dobry kumpel i manager.
- Ale ja mam dzisiaj wolne. Śpię.
- …w sumie to nie musisz przychodzić przez następne pół roku…był pożar.
-?!?! Alex, rano jest nie rób sobie jaj!


To była moja pierwsza myśl. Boss i Alex robią mi kawał roku i chcą zobaczyć jak szybko dotrę. Mają zakład. Na pewno.
Ubrałem się w dwie minuty i w następne osiem zrobiłem swoją codzienną dwudziestominutową trasę. Mimo ich min nadal nie wierzyłem. Musiałem wejść do środka…


Wieczorem spotkaliśmy się całą załogą na stypie w pobliskim pubie a nazajutrz mieliśmy imprezę organizacyjno-motywującą w ogrodzie właściciela. Jedliśmy „wędzone” ostrygi i steki „z komina”, pomimo tragedii humory nam dopisywały.

Dwa dni później, siedzieliśmy z Izą na Montmartre w Paryżu, zajadając naleśniki (popijane jedną z gorszych kaw jakie kiedykolwiek piliśmy) próbowaliśmy odnaleźć się w szokującym biegu wypadków.



Z kuchni ocalało parę patelni, jakieś talerze i kilka książek(!!!). Odnalazłem je niedawno ponownie – całkiem wartościowe ognioodporne antyki:). Powiem więcej, niektóre z przepisów są nawet odporne na czas.




Kotleciki ziemniaczano-szpinakowe na poduszce z curry

½ kg zimnego puree z ziemniaków
½ łyżeczki soli morskiej
Mąka z ciecierzycy (lub zwykła zbrązowiona w piekarniku)*
Pół małego pęczka szczypiorku ( drobno pociętego)
2 garści szpinaku ( zblanszowanego i pociętego z grubsza)
1 łyżka kolendry ( drobno pociętej)
1 łyżeczka garam masala
Sok z ½ cytryny
Ghee lub klarowane masło do smażenia


Połącz wszystkie składniki na jednolitą masę o konsystencji kopytek. Uformuj kotleciki wielkości jaka najbardziej Ci odpowiada (te na zdjęciu mają średnicę 4,5-5cm). Następnie obtocz delikatnie w mące (strzepując nadmiar) i usmaż na rozgrzanej patelni. Powinny mieć ładny, brązowawy/ złotawy kolor.


Curry
(4-6 porcji)

2-3 łyżki ghee lub klarowanego masła
1 duża cebula (drobno pocięta)
3-4 ząbki czosnku (drobno pocięte)
1½cm imbiru (pociętego w drobne paseczki)
1 łyżka (płaska) kurkumy
2 łyżki (płaskie) kolendry w proszku
½ łyżki garam masala
½ łyżeczki chilli w proszku
1 puszka pomidorów (400g) lub 4 świeże (z grubsza pocięte)
2 puszki cieciorki (odlanej; 2x400g)
Szczypta cukru
Sól morska
Świeżo zmielony pieprz
Listki kolendry do dekoracji


Zacznij od wymieszania w miseczce sproszkowanych przypraw (kurkumy, kolendry, garam masala, chilli).


Rozgrzej tłuszcz, zeszklij cebulę, czosnek i imbir. Dodaj sproszkowane przyprawy i podsmaż dwie minuty (ja przeważnie wsypuję najpierw ¾ a resztę dodaję później, jeżeli zaistnieje taka potrzeba). Wrzuć pomidory i cieciorkę. Zagotuj. Sprawdź czy pomidory nie są zbyt kwaśne. Jeżeli są - „złam” kwas dodając trochę cukru. Gotuj curry aż zgęstnieje. Sprawdź czy ma odpowiednio bogaty smak i ewentualnie dodaj przypraw.


Wyłóż curry na talerze dekorując kotlecikami. Posyp listkami świeżej kolendry.
Nie zapomnij o zimnym piwie…Cobra i Kingfisher pasują najbardziej, ale wybór należy do Ciebie.


* Jeżeli nie masz mąki z ciecierzycy wysyp trochę zwykłej mąki na blachę do pieczenia i piecz w piekarniku (180°C 10-15 minut) do lekkiego zbrązowienia a następnie ostudź.
** Szpinak możesz zastąpić groszkiem, możesz także dodać gotowanego kalafiora.


Przepisy są moją wersją przepisów znalezionych w ocalonej książce Jack’a Santa Maria pt. ”Indian vegetarian cookery” z 1973 roku.

TAJNE / POUFNE

Kochani,

Mimo tego, że eat after rading w języku angielskim jest synonimem trzymania czegoś w tajemnicy, 11.01.2010 o godzinie 21.19 wysłałem zgłoszenie do konkursu Blog Roku 2009 w kategorii "Ja i moje życie". Uważałem, że ta kategoria pasuje najbardziej. Niestety po posiedzeniu Szanownego Jury, mój blog przesunięto do kategorii "Moje pasje i zainteresowania". W związku z tym, jestem zmuszony konkurować z kilkoma blogami, które podziwiam i szanuję.

Życzę wszystkim uczestnikom konkursu a szczególnie współzawodnikom w kategorii zwycięstwa:)

Żeby nie zostać posądzonym o hipokryzję zachęcam wszystkich, którym odpowiada mój styl opowiadania i gotowania do oddania głosu na eat after reading.

Zrób to wysyłając sms-a o treści A01322 ( A jak Arek zero-jeden-trzy-dwa-dwa bez spacji) na numer 7144. Koszt SMS to 1,22 zł brutto (dochód zostanie przekazany na turnusy rehabilitacyjne dla niepełnosprawnych). Termin wysyłania sms-ów upływa 21.01.2010.



Uwaga dla tych, którzy bardzo mnie lubią! Niestety z jednego numeru telefonu można oddać jeden głos na dany blog. Ponowne zagłosowanie na ten sam blog nie jest możliwe. Można jednak głosować – z wykorzystaniem tego samego numeru telefonu – na inne blogi biorące udział w Konkursie.

Dziękuję i pozdrawiam

Arek

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Pikantny burger kurczakowy.



- Proszę księdza? Czy mogę księdzu wyznać swoje grzechy?
- Oczywiście córko, mów.
- ……, ……, ……, ……(tajemnica spowiedzi) i ogólnie byłam niegrzeczna. Czy mogę liczyć na pokutę?
- A co robisz wieczorem?
- Prawdopodobnie będę nie żałować za grzechy… - wyszeptała.
- To z pokutą zrobimy tak…*


Tak, księdzem też kiedyś byłem:) i przeprowadziłem kilka naprawdę pikantnych spowiedzi:).

Grając w Prophecy, na koncertach nosiłem koloratkę ( zrobioną przez moją mamę!) budząc niemałe zainteresowanie…
Ale to było jeszcze w ubiegłym stuleciu, kiedy pieniądze z koncertów wydawaliśmy w najbliższym barze lub sklepie kupując lokalne piwa (obecnie w większości już nieistniejące). O ciepłym kurczaku lub burgerze mogliśmy tylko pomarzyć, skazani na stare kanapki leżące od wielu godzin w plecaku…ach, ciężka jest dola młodego artysty:)

Czasy się zmieniły. Dalej lubię robić psikusy:), ale odżywiam się trochę lepiej. Od kanapki wolę pikantnego kurczakowego burgera popijanego chilijskim malbec’iem lub portugalskim douro a koloratka leży w pustym futerale od gitary…




Pikantny burger kurczakowy

Pierś z kurczaka
Przyprawa cajun
Sól morska
Świeżo zmielony pieprz
Olej do smażenia

Dodatki:
Chlebek pita
Sałata
Pomidor
Ser camembert ( pocięty w plastry)
Sos żurawinowy (domowy, kupowany - jaki lubisz)


Przetnij pierś wzdłuż „na grubości” tworząc „skrzydła anioła”.




Posól i popieprz mięso delikatnie a następnie posyp dokładnie przyprawą cajun. Strząchnij nadmiar przyprawy i usmaż.
Na patelni lub pod grillem rozgrzej pitę. Kiedy ciepła, rozetnij ją i dodaj poszczególne składniki zaczynając od sałaty.


Niebo w gębie:)


* Scena miała miejsce w Rumii w barze Hush (o ile dobrze pamiętam w Domu Kultury). Początek lat 90-tych. Koncert Prophecy, Desolator, Blesseds i Christ Agony.

czwartek, 7 stycznia 2010

Chleb ziemniaczano-jogurtowy. Boss mówi: o, yeah!



Wczoraj odwiedził mnie Boss. Tak, ten sam, o którym mówiłem w formie przeszłej.


Pora więc wyjaśnić użycie czasu przeszłego. W 2006 roku Boss przeszedł bardzo ciężki wylew, w związku z czym prawie nie mówi i ma niedowład jednej z rąk. Czasu przeszłego zaczęliśmy używać w pracy jako pewnego odnośnika ułatwiającego podtrzymanie jego kultowej pozycji. Tak jak używa się „n.e” i „p.n.e”. On sam przeszedł kompletną transformację w podejściu do życia, ale nadal lubi nasze wspólne żarty…


Bardzo miło było go zobaczyć w dobrej formie i ze Sponge Bobem w klapie eleganckiej parki:). Odstawić teatrzyk powitań (rytualne podawanie ręki, uściski, warknięcia, chrząknięcia, pozy, etc) - to mu akurat wychodzi dokładnie tak samo jak przed laty. Pogadaliśmy trochę (w sumie ja zadawałem pytania a on potwierdzał lub zaprzeczał), mówi, że w kuchni dzieje się dla niego (teraz) zbyt dużo i za szybko. Szkoda, że nie może do nas wrócić, nawet na parę godzin. Zaproponowałem mu pracę (pobyt/ spędzenie czasu w trakcie serwisu) na jego ulubionej (sic!) niedzielnej zmianie, ale odmówił… Powiedział mi za to kto i co go ostatnio wkurza he!he!- zawsze miał taką listę!


Pokazałem mu chleb, który upiekłem – Boss dał mu kciuk do góry i powiedział - o, yeah! Mam nadzieję, że od Was dostanę to samo;)



Chleb ziemniaczano- jogurtowy
(2 bochenki)



565g mąki tortowej (190g na zaczyn; 375g do ciasta)
75ml mleka
175ml wody
50g jogurtu naturalnego (ja używam greckiego)
40g drożdży
10g miodu
150g ciepłego/letniego puree ziemniaczanego
20g masła
10g soli morskiej



Zrób zaczyn mieszając 190g mąki z mlekiem, wodą, jogurtem, drożdżami, fermente i miodem. Odstaw na 30 minut w ciepłe miejsce.


Następnie dodaj pozostałe składniki i wymieszaj ugniatając przez 6-8 minut.


Odstaw całość do wyrośnięcia na następne 30 minut a potem podziel na bochenki, ułóż na lekko natłuszczonej masłem i oprószonej mąką blasze. Zostaw bochenki do wyrośnięcia na 10-15 minut i piecz w rozgrzanym do 240°C piekarniku przez 40-45 minut.

Odstaw do ostygnięcia na kratce przez 10 minut. Przekrój chrupiącą skórkę, żeby odkryć biały, mięciutki miąższ…



* Postaraj się, żeby puree było suche najbardziej jak się da a jeżeli ciasto jest zbyt wilgotne podsyp je mąką.

środa, 6 stycznia 2010

Prasuj, dansuj, mieszaj czyli tarty cebulowe z parmezanem.




Nie umiem tańczyć. Umiem za to poruszać się do rytmu. Tak, to jedyne co potrafię. Z nogi na nogę, z nogi na nogę i miękko bioderkami. Raz na jakiś czas obrót i nieustająca praca rąk. Na twarzy luz i zaangażowanie...




Za to kiedy prasuję i słucham muzyki z Boogie Nights albo Jackie Brown...jestem prawdziwym wymiataczem kroków (co innego można robić, żeby przebrnąć przez tak interesujące zajęcie?!?) - pełen freestyle. Tańczę całym sobą, prasowanie robi się samo a ja nawet śpiewam (głownie chórki). Robię sobie taki mały Fame:) Chociaż, śpiewać najlepiej lubię (nie umiem!) w samochodzie, wieczorem w długiej, samotnej trasie...Wyciągam wtedy każdą nutę:) a kiedy jest mi naprawdę smutno kroję cebulę i oddycham głęboko przez nos – wtedy płyną najczystsze łzy…



Założę się, że też robicie podobne rzeczy. Ciekaw jestem jakie? Każdy przecież ma swoje sposoby na zabicie nudy przyziemnych, monotonnych zajęć, codziennego stresu czy oczyszczania kanalików łzowych. Oczekuję szczerej spowiedzi:)

Do przygotowania dzisiejszego dania będziecie musieli nauczyć się oddychać przez usta, bo inaczej może być łzawo:) Muszę jednak przyznać, że ta tarta jest warta nawet całego morza łez:). Gotując ją, też można tańczyć! bo zajmie trochę waszego czasu i uwagi:)
Jest to jedno z najprostszych dań jakie można sobie wyobrazić, ale wymagającye od gotującego włożenia uczucia i koncentracji.

Tarta cebulowa z parmezanem

(5 porcji)

1kg cebuli
75g masła
1 płaska łyżka angielskiej musztardy w proszku (lub Dijon)
2 płaskie łyżki cukru (najlepiej miękkiego brązowego)
1 płaska łyżka soli morskiej
50 ml białego octu winnego (ja używam Moscatel)
Świeżo zmielony pieprz
Starty parmezan
Białe anchovies (opcja)


Ciasto kruche
400g mąki tortowej
200g zimnego masła (pociętego w kostkę)
2 żółtka (wymieszane)
Trochę wody


Zmieszaj/posiekaj (w robocie lub nożem) masło z mąką. Kiedy ciasto ma postać małych okruszków dodaj żółtka i odrobinę wody. Zagnieć delikatnie żeby połączyć składniki (ale nie ugniataj jak na pizze lub pastę!). Zawiń w folię plastikową i wstaw do lodówki na 2 godziny.


Posiekaj cebulę najdrobniej jak potrafisz. Im drobniej pokroisz, tym lepszą otrzymasz teksturę tarty.
W garnku z grubym dnem rozgrzej masło na małym ogniu. Wrzuć cebulę i przykryj garnek ustawiając ogień na mały/średni. Gotuj ją powoli od czasu do czasu mieszając.
Zanim dodasz inne składniki cebula powinna być zupełnie miękka. Powinno Ci to zająć około godziny lub godzinę 15 minut. Uważaj, żeby nie przypalić.

Kiedy cebula jest miękka zwiększ ogień i dodaj ocet, cukier, musztardę i sól. Odparuj ocet i mieszając skarmelizuj cebule ( tak naprawdę to cukier zacznie się karmelizować). Nadal mieszając dodaj koloru cebuli. Ten odcinek powinien zająć ok.15 minut.


Rozwałkuj ciasto i wyłóż nim foremki/formę. Urwij kawałki folii plastikowej, wyłóż nimi foremki, nasyp do nich ryżu i zawiąż folię tworząc woreczki. Podpiecz w rozgrzanym do 190°C piekarniku przez 15-20 minut. Wyjmij foremki z piekarnika a z nich woreczki z ryżem.



Nałóż cebulę do tartletek, posyp parmezanem i piecz w temperaturze 200°C przez 15-20 minut. Wyjmij, pozwól im ostygnąć przez 5-10 minut. Podawaj z zieloną sałatką i anchovies.



* Użyłem foremek o średnicy 10cm i głębokości 2½cm.


** Możesz użyć formy do ciast (ok.24cm średnicy), ale wtedy zwiększ ilość cebuli do ok. 3kg, masła do 125g, octu do 100 ml a pozostałe składniki odmierzaj czubatymi (nie do przesady) łyżkami. Ciasta powinno wystarczyć.

***Zdjęcia z żółtego kolażu by Żyrafa, która trenowała na mnie swoje umiejętności a teraz robi zdjęcia serferom w Maroku:)

****W trakcie sesji prasuj&dansuj nieobecność domowników obowiązkowa!

niedziela, 3 stycznia 2010

Sałatka do burgera



Właśnie wróciłem z pracy. 14 godzin minęło jak PSTRYK! Pomimo prysznica ręce nadal pachną pieczoną wołowiną i jagnięciną, z włosów ulatnia się zapach smażonego oleju a w uszach brzęczy dźwięk drukujących się zamówień…


Ale obiecałem, że zamieszczę przepis na sałatkę do burgiera, więc o to on:

Sałatka do burgera

1 główka sałaty (jaką lubisz, ja lubię zmieszać różne)
5 małych ugotowanych buraczków
½ ogórka
Garść kiełków (np. rzeżucha)
100g sera (feta lub miękki kozi)
Świeże zioła (takie jakie lubisz)
Dressing tymiankowy

Smacznego!